Pierwszy odcinek podróży za mną - przemiescilam sie z Warszawy do Londynu. Cala podroz zapowiada sie dobrze - w kazdym samolocie mam miejsca przy oknie. Co za frajda! Widok Warszawy w pelni mnie ukontentowal - widziałam w oddali moj blok, zajrzalam do hangarów LOT (wkrotce: mojego miejsca pracy), a nawet, ku mojemu zdumieniu, przelatujac nad Ursusem dostrzegłam dom Renaty!
Lecac w podroz na inny kontynent czlowiek szykuje sie na roznice kulturowe i inne tego typu niespodzianki. Pierwsza niespodzianka spotkala mnie juz na Okeciu. Oczekujac az zaczna wpuszczac do samolotu postanowilam dokonac uroczystej inauguracji iPhone'a*. Otworzylam pudelko i zadumalam sie - CIMA uraczyla mnie brytyjska wtyczka do kontaktu! W Warszawie zatem nie udalo sie naladowac baterii, ale problem sie rozwiazal podczas przesiadki w Londynie.
Po naladowaniu baterii spotkala mnie druga niespodzianka ze strony zaawansowanej techniki: iPhone zaczal sie domagac karty SIM. Po co mu karta SIM, skoro jego glownym zadaniem ma byc robienie zdjec? Na szczescie karta SIM spadla mi z nieba tak samo jak iPhone: w gazetce pokladowej British Airways znalazlam darmowy gadzet reklamowy: karta SIM Lyca Mobile z 1 funtem kredytu. Jak tylko odzyskalam swoj bagaz glowny, wyjelam nozyczki i obcielam karte tak, zeby pasowala do nowoczesnego ustrojstwa (do iPhone'w wklada sie specjalne mniejsze karty, ale dobra dusza Karina - tu pozdrowienia dla polskiego biura CIMA - zdradzila mi sekret, ze wystarczy przyciac plastik nozyczkami do odpowiedniego wymiaru).
Zadowolona z siebie, po raz trzeci podjelam probe rozmowy z iPhonem. Niestety! Martwe urzadzenie ma tupet jak, nie przymierzajac, machiny z Bajek Robotow. Teraz telefon odmawia wspolpracy zadajac sciagniecia jakichs programow z internetu. Cos czuje, ze pierwsze zdjecia zrobie dopiero w Mzuzu, po wizycie w biurze. Oczywiscie, jesli kolejnym komunikatem na ekranie nie bedzie "jesli nie chcesz mojej zguby, krokodyla daj mi luby"**.
Koncze i udaje sie w dalsza droge - do Nairobi, dalej do Lilongwe, a potem autobusem do Mzuzu, gdzie powinnam dotrzec w czwartek wieczorem. Au revoir!
* Dla tych, ktorzy nie wiedza, skad w moim ręku znalazlo sie takie osiagniecie nowoczesnej techniki: otoz ani mi przez mysl nie przeszlo, zeby sobie kupowac takie cacko, bo przeciez mam komorke, ktora prawie dobrze dziala. Ale tak sie zlozlo, ze przypadkowo wygralam iPhone'a skladajac online wniosek o przyjecie w poczet czlonkow CIMA. Przez 3 miesiace od wygrania nie włączyłam go ani razu, bo nie bardzo wiedziałam, co z nim począć (nie mieści się do małej, poręcznej torebki). A teraz, jak wyjeżdżam do Afryki, będzie jak znalazł do robienia zdjęć bo robi lepsze, niż mój aparat.
** A zresztą. Krokodyli w Malawi pod dostatkiem.
* * *
English abstract: my iPhone (intended to be used as a camera) doesn't work
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz