Polski obiad się w dużej mierze udał. Gości było ponad 30, ale dla każdego starczyło zupy, kotleta i ciasteczka. Najbardziej przypadły gościom do gustu kotlety mielone (jak wiadomo, robi się je z granulatu sojowego) oraz kruszonka z jabłkami (mimo, że użyłam słonej margaryny - innej nie było, bo kryzys i lokalny producent zwinął interes).
Dziś się lenię w domu, bo się przeziębiłam i chcę się wykurować przed drogą powrotną.
Poniżej - zdjęcia z obiadu (plus rzut okiem na malawijską modę - wszystko, co panie mają na sobie, można ubrać do pracy w biurze, oprócz chitenge, które nadaje się raczej na wieś)
The Polish dinner was successful. There were over 30 guests and there was enough soup, chops and apple crumble. The guests liked most the soy chops and the apple crumble (despite the fact that I used a salty margerine - there was no other in the town as the local producer closed the business because of the crisis).
Today I'm resting at home because I got cold an want to cure before my journey back home.
On the pictures you can have a look at Malawian fashion. Whatever the ladies wear, you can dress to the office in the town, except on a chitenge that is more appropriate for a village.
Kobiety i dzieci bawią się w salonie. Dzieci zapatrzone w telewizor. Panowie siedzą na zewnątrz wokół grilla. Pani w zielonym to Jenipher - szefowa fundacji i pani domu |
Moje pojawienie się w tradycyjnym malawijskim ubranku wszędzie wzbudzało zachwyt, wesołość i życzliwość. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz